Dziękuję - to słowo nie odzwierciedla uczucia mojej wdzięczności za Państwa dary.
Dzięki nim mogę na kilka tygodni, może miesięcy, odetchnąć nie martwiąc się o pieluchy, balsamy i wykup leków.
Szczególnie serdecznie dziękuję za słowa wsparcia, które Państwo dołączali do przekazów. Były nie tylko miłe, ale i wzruszające. Niosły mi siłę i pocieszenie.
Dzięki nim poczułam, że nie jestem sama w naszym nieszczęściu.
DZIĘKUJĘ
Pomoc dla Mateusza
Jestem samotna matką z dwójką dzieci.
Od 21 lat opiekuję się niepełnosprawnym synem.
Mateusz urodził się w 26 tyg ciąży z wagą 700 gram.
Od urodzenia nie widzi, nie słyszy i nie mówi. Wymaga karmienia, przewijania i opieki 24/h.
Ma dziecięce porażenie mózgowe, padaczkę i głęboką skoliozę. Na początku tego roku pojawiły się problemy z przełykaniem.
Jeździliśmy po lekarzach i szpitalach: na gastroskopię, tomografy i rezonanse.
Szukano różnych przyczyn, biorąc pod uwagę również nowotwór.
Aż do lipca wszystkie badania i konsultacje onkologiczne były niejasne. Lekarze twierdzili, że to stan zapalny i na pewno nie nowotwór. Dopiero po kolejnych badaniach i wycinkach w Mielcu okazało się że to rak.
Pojechaliśmy do szpitala w Rzeszowie na założenie protezy samorozprężalnej, żeby mógł przełykać.
To nieco ułatwiło życie Mateuszowi, jednak na krótko.
Po następnych badaniach okazało się, że są przerzuty.
Następne konsultacje chirurgów-onkologów wykluczyły chemię, radioterapię, brachyterapię i protonoterapię ze względu na choroby współistniejące, wyniszczenie organizmu, niską wagę. Każdy specjalista mówił to samo, że nawet gdyby podjęli się leczenia, to ten rak nie jest wyleczalny, można przedłużyć życie o 2-3 miesiące... ale jakim kosztem.
Po wyjściu ze szpitala na własną rękę jeździliśmy po klinikach onkologicznych i najlepszych profesorach w Polsce.
Każdy mówił to samo. W międzyczasie zapisaliśmy się do 2 fundacji, które szukały pomocy za granicą.
Moja siostra też wysyłała badania gdzie się dało.
Niestety nikt nie podjął się leczenia Mateusza.
W ciągu niecałych 2 miesięcy jego stan się bardzo pogorszył. Stracił całkowicie władzę w ciele, jest leżący, przestał jeść, ma wstawiony PEG i to bardzo ścięty, gdyż guzy nie pozwoliły już przedostać się przez przełyk. (Mateusz żywiony jest strzykawką przez "dziurę w brzuchu" bezpośrednio do żołądka). W tej chwili Mateusz nie przełyka już śliny i męczy go kaszel godzinami, muszę używać ssaka.
Fundacje, do których należeliśmy, przestały się z nami kontaktować a apele o pomoc zbiegły się z pomocą dla dziewczynki, która potrzebowała miliona na leczenie, więc dla mojego syna zebrało się zaledwie 350 zł - to zaledwie cztery paczki pieluch.
W lipcu kościół zorganizował zbiórkę na pompę do PEG-a - niecałe 3000 zł. Okazało się że pompa nie będzie już potrzebna, nadal w użyciu jest strzykawka.
Niestety parę miesięcy wizyt, badań i wyjazdów zrujnowały cały nas budżet. To ogromne koszty a ja miałam wyłącznie zasiłki, alimenty i rentę Mateusza.
Do niedawna musieliśmy opłacać specjalne odżywki zastępujące zwykłe posiłki za ok 900 zł miesięcznie. Teraz mamy tańsze preparaty, do których żołądek Mateusza musiał się adaptować kilka tygodni. Na dzień dzisiejszy na lekarstwa miesięcznie wydaję ok 250 zł, pampersy 350-450, maści przeciwodleżynowe, kremy do pielęgnacji ok.100. Dochodzą akcesoria do PEG-u, ssak, cewniki, środki higieny, ciągłe zmiany pościeli i ubrań, koszty prywatnych wizyt lekarzy...
Dziś Mateusza zabiera rak przełyku z przerzutami. Ani w Polsce, ani za granicą nie znaleźliśmy dla niego ratunku. Według lekarzy powinien już nie żyć, ale to dzielne dziecko wciąż walczy. W tej chwili stracił władzę w ciele, jest karmiony dojelitowo i godzinami męczy go kaszel, ponieważ nie może przełykać śliny.
Oboje robimy co możemy, ale wszystko to za mało...
... I wszystko to kosztuje.
Pragnę zapewnić mojemu dziecku najlepszą opiekę w tej ostatniej drodze.
Nie mam już skąd brać na to wszystko a przed nami jeszcze dużo wydatków.
Proszę o pomoc
Mateusz ma 21 lat i umiera na raka przełyku.Nie mieliśmy tego szczęścia żeby znaleźć pomoc i szansę na leczenie.Lekarze w Polsce i za granicą nie mogą mu już pomoc.Rak już rozsiewa się po tym drobnym ciele.W tej chwili Mateusz jest karmiony dojelitowo,stracił władzę w ciele i nie przełyka śliny.Wiaze się to z godzinami odsysania śliny i dużym leczeniem się.Od urodzenia Mateusz nie widzi,nie słyszy i nie mówi.Potem doszła padaczka i skolioza.Przeszedl i wycierpiał dużo.Pragne żeby ten ostatni czas spędził w jak najlepszych warunkach i miał zapewnioną dobra opiekę.