Pomoc dla kotka

Kilka lat temu po śmierci żony przygarnąłem kotka. Był ze mną w najgorszych momentach - gdy padła diagnoza, że mam nowotwór wątroby. Sama jego obecność pocieszała mnie, pomógł mi wyzdrowieć, tylko dzięki niemu chciałem walczyć o życie. Nic innego nie trzymało mnie przy życiu.

Teraz to mój koci przyjaciel zachorował, a ja nie mam na jego leczenie. W nocy siedzę, głaskam go, ale nie wiem jak mu powiedzieć, że umrze przeze mnie, bo jestem beznadziejny i nie stać mnie, by zapłacić za jego leczenie. Wszystko co miało wartość sprzedałem już dawno. Z cennych rzeczy została mi tylko obrączka i telefon. We wtorek skończy mi się ampułka leku, zastawię w lombardzie telefon w poniedziałek, ale to nie starczy.

Ja już nie proszę, ale błagam - mam 3 dni by uzbierać 2 tysiące. Bez tego skaże moje maleństwo na śmierć. Kocurek nie może ominąć nawet jednej porcji leku, to jego szansa na życie. Cały czas mam wyrzuty, że gdyby ktoś inny go znalazł, to miałby lepiej, ale nie wiedziałam, że kotek zachoruje i będzie potrzebował tak drogiego leczenia. Jesteśmy dopiero na początku leczenia, ale weterynarz mówi, że to mały wojownik i rokowania są pomyślne. Boje się tylko, że może Nam zabraknąć na leczenie, a nie możemy ominąć nawet jednego dnia.

Bardzo źle się czuję, że muszę tu żebrać, W zeszłym roku przygarnąłem do domu kilkutygodniowe maleństwo. Na początku sierpnia kotek stał się apatyczny, nie miał apetytu, nie chciał się bawić. Po konsultacji weterynaryjnej wiem już, że uratować mu życie może tylko bardzo drogi lek. Koszt takiej kuracji to około 10.000 zł. Przed nami długie leczenia i całkowity brak funduszy na zakup ampułek. Wiem, że przygarniając kotka z ulicy wziąłem na siebie odpowiedzialność za jego życie, ale nie byłem przygotowany na takie dużej wydatki. Błagam o pomoc! Będę wdzięczny za każdą, nawet niewielką wpłatę. Będę robić wszystko co w mojej mocy, żeby kocurek przeżył. Każdy grosik jest dla Nas na wagę życia.