Witam serdecznie wszystkich Darczyńców i wspaniałych ludzi, którzy pomogli nam stanąć na nogi po tej tragedii.
Wasza pomoc była niesamowita i dlatego wraz z całą moją rodziną chciałem podziękować Wam z całego serca za tak piękne wsparcie od Was wszystkich.
Jeszcze raz DZIĘKUJĘ ☺ ☺ ☺
Sebastian Ostrowski
Spokojnej nocy! - Z przyzwyczajenia życzymy tego żegnając się wieczorem.
Co znaczy spokojna noc przekonałem się 24 na 25 lutego 2018 r.Byłem w pracy, kiedy odebrałem telefon od sąsiada: "Pali się twoje mieszkanie".
Kiedy przybyłem na miejsce wszystko wstało w ogniu, migały "koguty" straży i policji, a moją rodziną zajmowało się pogotowie. Dzieci w szoku (Maja lat 7 i Filip lat 4), żona z poparzoną ręką i podtruta dymem.
W wyniku pożaru w jednej chwili straciliśmy dach nad głową.
Zawiniła wadliwa kuchenka gazowa. Zapalniczki do gazu i piekarnik są w niej na prąd i to właśnie zwarcie instalacji elektrycznej w kuchence o włos a by nas zabiło.
Cała rodzina zawdzięcza życie siedmiolatce, która obudzona w środku nocy zobaczyła, co się dzieje i chociaż przestraszona i zdezorientowana, to obudziła mamę wśród dymu i płomieni. Nie było to łatwe, gdyż żona już nawdychała się czadu i była ledwie przytomna.
Ratowała przede wszystkim dzieci. Wybiegli, jak stali (a właściwie, jak spali) - w piżamach i z gołymi nogami na mróz.
Zanim przyjechała straż, moja żona z sąsiadami usiłowali uratować cokolwiek z naszego dobytku.
Pomimo działania pod ogromną presją udało się zgarnąć naręcze ubrań, chwycić dokumenty i laptop ze zdjęciami rodzinnymi, kilka przypadkowych drobiazgów, które w danej chwili uznali za najważniejsze. Przyznam, że kiedy na nie patrzę, to nie wszystko ratowali rozsądnie. Tłumaczy ich szok.
Pomimo wysiłku ratowników i sąsiadów ze sprzętów nie ocalało nam nic. Nawet nie próbowaliśmy ratować mebli, bo było na to za późno.
Spłonęło wszystko - firany, dywan, kanapa, zabawki dzieci, książki, żywność w szafkach.
Najważniejsze ocalało - życie i zdrowie domowników.
I chociaż trauma, którą przeżyliśmy, odbiła się na każdym z nas, to cieszymy się, że jesteśmy cali.
Mamy nadzieję, że resztę powolutku uda nam się odtworzyć.
Dzięki ofiarności rodziny i obcych ludzi chętnych, by pomóc, byśmy stanęli na nogi po tych tragicznych dla nas wydarzeniach, otrzymujemy dary w postaci ubrań i przedmioty codziennego użytku. Jesteśmy za to bardzo wdzięczni. Dziękujemy.
Wiemy, że mamy wsparcie i pocieszenie.
Rozbitków przyjęła pod swój dach moja siostra. W jej mieszkanku nie ma zbyt wiele miejsca dla nas wszystkich, ale radzimy sobie z tym. Najważniejsze, że jesteśmy bezpieczni i w te mroźne dni mamy przyjazne schronienie.
By móc wyremontować od podstaw mieszkanie po pożarze potrzebujemy obecnie funduszy i bez Państwa pomocy nie uda nam się tego dokonać, gdyż nie stać nas już na nic
Oboje z żoną niedawno podjęliśmy nowe prace i choć jesteśmy uczciwymi pracownikami, nie mamy pewności, czy jako nowicjuszom uda nam się utrzymać zatrudnienie. Jeśli nawet przyznano by nam kredyt, obawiamy się, że może on się dla nas stać większym zagrożeniem niż sam pożar. Nie mamy żadnej gwarancji, że będziemy mieli możliwości, żeby spłacać zadłużenie.
Oczywiście mieliśmy drobne oszczędności, ale biorąc pod uwagę, że zostaliśmy praktycznie z niczym, naszych zasobów wystarczyło ledwie na najpilniejsze wydatki - pościel, buty, ręczniki, szczoteczki do zębów. Może to się wydać śmieszne, kiedy się o tym czyta, albo widzi Maję w swetrze babci, w którym wygląda komicznie, ale uwierzcie, mnie wcale nie do śmiechu, kiedy nie mam się czym ogolić i została mi jedna para skarpet.
Zwracam się z prośbą o pomoc dla nas i zachęcam do brania udziału w zbiórce. To będzie wspólne odbudowanie nie tylko naszego mieszkania, ale naszych nadziei na powrót do normalnego życia.
Z góry serdeczne podziękowania z całego serca w imieniu własnym i mojej rodziny.
Link do artykułu w Gazecie Nidzickiej (Sebastian pochodzi z Nidzicy):
http://nidzica.wm.pl/497378,Maja-uratowala-mame-i-brata.html#axzz58a75slXt
Nazywam się Sebastian Ostrowski. Jestem mężem Marty Ostrowskiej i ojcem dwójki wspaniałych dzieci Mai lat 7 i Filipa lat 4. Pochodzę z Nidzicy ale od kilkunastu lat mieszkam w Warszawie, gdzie przeprowadziłem się po ukończeniu szkoły. Tu założyłem rodzinę i pracuję do tej pory